Dzień dobry!
Od dawna nic nie publikowałam na tym blogu, ale to się zmieni, bowiem ostatnio mam coraz więcej pomysłów na tematy tu zamieszczane.
Dzisiejszym tematem są starsi ludzie w środkach komunikacji. Ja rozumiem, wiek robi swoje, dlatego powinno się być dla nich uprzejmym i ustąpić miejsca. Tylko co, jeśli taka (załóżmy teoretycznie) babcia ze złym wyrazem twarzy nie jest dla nas miła? Ostatnio miałam dwie, a właściwie trzy, sytuacje.
Kilka tygodni temu jechałam spokojnie tramwajem z punktu A do punktu B. Gdzieś przystanek przed końcem mojej podróży, drzwi zaatakowała (zamykały się) starsza pani z koszykiem w ręku, i niemal całą swoją osobą staranowała biednego chłopaka stojącego w drzwiach. No bo gdzie się miał przesunąć, jak pojazd był względnie zapełniony? Nie dość, że przepchnęła się dalej dosyć brutalnie, to jeszcze zwymyślała na głos chłopaka nie przebierając w słowach. Inna sytuacja była po prostu taka, że jakieś babsko pociągnęło mnie z bara przy wysiadaniu.
Czy tak wiele kosztuje słowo "przepraszam"? Przecież nie jest wcale ciężko być miłym dla innych, jeśli i oni są mili dla ciebie. Owszem, ludziom starym należy się szacunek, ale czy na niego nie trzeba zapracować? Jeśli ktoś jest niemiły, w moich oczach od razu traci, że tak to nazwę, szacunek w puli początkowej. I nie twierdzę, że tylko ludzie starsi są niemili i wpierdzielają się na chama, młodzi też nie grzeszą przyjaźnią do bliźniego, jednak z tymi pierwszymi więcej miałam dotychczas do czynienia w kwestiach kłótni w środkach komunikacji miejskiej.
Czy nie potrafimy być dla siebie już przyjaźni? Każdy ma prawo usiąść w autobusie i jeśli nie ma w nim miejsc, wystarczy magiczne "przepraszam" i odrobina miłego nastawienia (zazwyczaj), dlatego owczy pęd do krzeseł jest tutaj zbędny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz